Zastanawiasz się, czy świat, który nosisz w sobie, jest tylko twoim wyobrażeniem, marzeniem bez szans na spełnienie, nierzeczywistością wymyśloną przez innych zapisaną w książkach z dzieciństwa... Aż niespodziewanie pewnego dnia widzisz go, przypadkowo trafiasz na zdjęcie, film, obraz - to magiczny moment. Coś ci mówi: znajdź go! odszukaj! odważ się! Wybierasz się więc w podróż życia, a twojemu zdziwieniu nie ma końca! Tak, to miejsce istnieje naprawdę! To odkrycie daje Ci siłę i odwagę, aby otwierać się na świat - ten w sobie i wokół siebie, a radość, która Cię ogarnia popycha Cię ku ludziom, aby ich obdarzyć tym bogactwem kolorów i natchnień, które się w sobie odkrywa.

Zapraszam do mojej prowansji, może stanie się też po trosze Twoją.

sobota, 16 czerwca 2012

sielskie klimaty







          Pracowity weekend w R, malowniczej wiosce na pograniczu trzech województw: dolnośląskiego, wielkopolskiego i lubuskiego. Delektuję się tym miejscem- ja urodzona mieszczka, która nigdy wcześniej nie miała rodziny na wsi! Piękna wioska otoczona lasami i polami. Blisko jezioro powstałe ze żwirowni. W wiosce ranczo, kapliczka, sklepik. Cudowne miejsce! Odpoczywam w buszu rozkwitającego ogrodu Stasi- Pasjonatki kwiatów, ptaków i żab ;) naszej mamy. Psiak z niesfornie sterczącym uchem - groźny dla obcych, swoich goni do zabawy i pieszczot. Roman- wielka żaba - siada na schodkach prowadzących do stawku i recytuje "Odyseję" od świtu do nocy. Wtóruje mu rzekotka jeszcze bez imienia, mieszkająca w sąsiednim stawku naszego ogrodu. Piękna zielona żabka, której przestraszyłam się onegdaj, gdy chciałam powkładać jabłka do koszyka w kuchni, a natknęłam się właśnie na nią.Narobiłam hałasu na cały dom! Ale co się dziwić, w mieście takie rzeczy raczej się nie zdarzają. Do tego poranne i wieczorne koncerty Sławka i od czasu do czasu wtórujący mu Ireneusz. Sławek, to słowik, a Ireneusz to oczywiście  dudek.I jeszcze cała wataha ptaków, których nie umiem ponazywać.Drą się, przekomarzają, śpiewają, hałasują - spokoju nie uświadczysz! Ale to cudowny harmider, taki, który relaksuje, odpręża...
          Rozgadałam się nie na ten temat, na który chciałam. Mieszkańców Radosławia jest oczywiście więcej. Nie wspomniałam np. o Anastazym i jego bandzie zamieszkującej obrzeże wanny. To sympatyczne pająki o długich nogach, z którymi muszę czasem brać prysznic.Najmniej miłe są komary, paradoksalnie jednak, one okazują się najbliższe człowiekowi! To takie stworzenia, że do rany przyłóż! Nie zostawią cię samej, pragną bliskości, lubią bzykać...koło ucha! Ale zero empatii z ich strony. To egoiści, myślący tylko o sobie!

        Tyle o mieszkańcach i ich Gospodyni.Czas wśród nich spędzony był, jak to już wspomniałam, owocny. Mama naznosiła starych doniczek do przeróbki.Wygrzebała ze strychu dwa zydelki do pomalowania i starą poobijaną konewkę bez rączki. Ja szukałam pomysłu na tackę z nóżkami, kupioną już jakiś czas temu. Krzyś wyciągnął mi stół na ogród i pogrążyłam się w malowaniu, wycinaniu, klejeniu i komponowaniu. A co z tego wyszło- oceńcie sami.
Pozdrowionka!




4 komentarze:

  1. Pięknie opisałaś mieszkańców wsi. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miro, dziękuję za Twoją serdeczną obecność.Zawsze można liczyć na sympatyczne słowo od Ciebie. Ściskam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podobają doniczki i konewka.W ogóle fajny blog. Pozdrawiam.
    Barbara

    OdpowiedzUsuń

Miło było Cię gościć. Fila ;)