Zastanawiasz się, czy świat, który nosisz w sobie, jest tylko twoim wyobrażeniem, marzeniem bez szans na spełnienie, nierzeczywistością wymyśloną przez innych zapisaną w książkach z dzieciństwa... Aż niespodziewanie pewnego dnia widzisz go, przypadkowo trafiasz na zdjęcie, film, obraz - to magiczny moment. Coś ci mówi: znajdź go! odszukaj! odważ się! Wybierasz się więc w podróż życia, a twojemu zdziwieniu nie ma końca! Tak, to miejsce istnieje naprawdę! To odkrycie daje Ci siłę i odwagę, aby otwierać się na świat - ten w sobie i wokół siebie, a radość, która Cię ogarnia popycha Cię ku ludziom, aby ich obdarzyć tym bogactwem kolorów i natchnień, które się w sobie odkrywa.

Zapraszam do mojej prowansji, może stanie się też po trosze Twoją.

wtorek, 2 marca 2010

Paryskie kawiarenki w zasięgu ręki!

Ten motyw serwetki z kawiarenkami paryskimi od dawna mi się podobał.Serwetkę kupiłam, ale nie wiedziałam jak ją wykorzystać, żeby móc jak najczęściej na niego patrzeć.I wreszcie przyszedł pomysł! Piórnik na długopisy i podręczne karteczki.Wprawdzie cały motyw się nie zmieści, ale jednak można go fajnie podzielić.


Jak pomyślałam, tak też i zrobiłam i oto już cieszy moje oczy, stojąc na stole, przy którym często wykonuję rozmaite prace.Ale to nie wszystko.Okazało się, że decoupage fajnie się sprawdza na kafelkach w mojej małej kuchni.Lubię siadać na jedynym, wysokim krześle, które mieści się w tym pomieszczeniu 185 na 200 zaprojektowanym w epoce gierkowskiej i patrzeć przez wielkie okno na moje miasto, ogarniając wzrokiem osiedla, wieżowce w centrum, park Kasprowicza, las Arkoński, a nawet jezioro Dąbie i jego przeciwległy brzeg z kąpieliskiem w Lubczynie, które błyszczy się błękitem w piękne, słoneczne dni.

Ale jedno zerknięcie na ścianę z kafelkami i wzrok mój zatrzymuje się z nostalgią na paryskiej kawiarence.

Wtedy mogę marzyć, że jestem w kamienicy w dalekim Paryżu i patrzę na dachy tego miasta o fantastycznej urbanistyce, która zachwyciła mnie ostatniego lata...

12 komentarzy:

  1. Patrząc na zdjęcia Paryża, przypominałam sobie moją wizytę w tym mieście przed kilku laty. Podziwiałam dachy Paryża z Tour Montparnasse. Niezwykłe doznanie.
    Ciekawy pomysł z tą paryską kawiarenką. :) Czekam na kolejne inspiracje.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Jolu.Ja zaliczyłam chyba wszystkie przeznaczone dla turystów miejsca widokowe, w tym Tour Eiffel, Tour Montparnasse, Łuk Triumfalny i szczerze mówiąc Paryż z góry wydał mi się bardziej atrakcyjny niż ten z bliska.Prawda jest taka, że ulice tej metropolii są brudne, pełno na nich kloszardów, którzy wcale nie są "retro", a z bram po prostu śmierdziało, nie napiszę czym.Ale z góry, to miasto wygląda niezwykle malowniczo.
    Przypominają mi się spostrzeżenia Stanisława Wokulskiego z "Lalki", który porównywał Paryż do wielkiego tortu. Tak smakowicie to wygląda z 300 metrów Eiffela...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcale się nie dziwię, że klimat paryskiej kawiarenki chcesz zatrzymać przy sobie na dłużej. Szkoda, że na przyborniku widać tylko maleńki kawałek. pomysł z kafelkiem PRZEDNI! Jestem pod wrażeniem. tez kocham Paryż a moje odczucia po spacerze po tym mieście są podobne do Twoich - z bliska niestety razi bród i smród :(.
    P.S. Widzę w tle jeden z obrazów Vermeera. Czyżby to kolejny wspólny "zachwyt"?

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Miro.W tle są nawet dwa obrazy Vermeera w formie pocztówkowej, które nabyłam chyba w muzeum w Rotterdamie.Bardzo je lubię.Mam jeszcze Dziewczynę z perłą.Lubię ich naturalne światło, kolory i codzienność tamtych kobiet z XVII wieku w ich banalnych czynnościach- nalewanie mleka, czytanie listu, zalotne spojrzenie...To mi pomaga spojrzeć z ufnością na moją codzienność i przyjąć jej zwyczajność z ufnością, że ma sens, że ma swój urok i barwy, że każda chwila jest wyjątkowa i niepowtarzalna.
    Coraz śmielej patrzę też na piękno kobiet Rubensa i uświadamiam sobie, że żyję w specyficznej epoce, która za naturalne przyjmuje często to, co sztuczne, która nie akceptuje przemijania.
    Dziękuję, że wywołałaś ten temat, czuję, że muszę go w jakiś sposób jeszcze podjąć.Pozdrawiam Cię Miro.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale rozszalałaś się z dekupagowaniem!!!Fajnie!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Filo, nie uwierzysz! Idę sobie wczoraj wieczorem z dziecięciem na scholkę, patrzę, a na podjeździe szkolnym wśród gruzu utwardzającego błoto leży ON! Kremowobiały kafelek - cały, nie pokruszony. Niestety szkolna furtka była już zamknięta, więc do rana gryzłam paznokcie, żeby mi nikt po moim skarbie nie przejechał autem. Miałam szczęście i rano podniosłam go z ziemi cała szczęśliwa, co moja córcia oczywiście skomentowała "Mamo, czy ty już zawsze będziesz znosić do domu różne śmieci?"Bo to recydywa była. Ostatnio przytargałam spod śmietnika stare okno :))). Mam więc już w domu kafelek, wyszorowany do białości. Mam od dawna upatrzoną serwetkę z widoczkiem i zamiaruje zrobić sobie obrazek. Powiedz mi tylko filo, czy Ty przed naklejeniem serwetki matowiłaś czymś powierzchnię kafelka? Boje się, że taka śliska nie przyjmie mi dobrze kleju. Poradź mi, proszę. poukladanyswiat@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Miro kochana, ale Ty masz szczęście!Spada Ci z nieba, kładzie Ci się pod nogami!Odpiszę na adres, a w tym miejscu tylko polecę "Primer"-podkład do powierzchni trudnych, który z reguły mi wystarcza.Na niego daję od razu farbę.Czasem może trzeba pomalować dwa, czy trzy razy w odstępie czasowym, ale jeśli kładziesz całą serwetkę to nie ma takiej konieczności.Fajnie wychodzą też spękania na takim kaflu.Dekor tanim kosztem.Ale patent, co?!

    OdpowiedzUsuń
  8. To i ja Ci w tym miejscu podziękuję za pomoc, żeby nie było, żem niegrzeczna :))) Jak mnie przypili, to nie będę czekać na Primer tylko machnę serwetkę na "golaska", nawet bez farby. Efekt końcowy oczywiście pokażę o ile mnie wizja nie przerośnie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Na "golaska", brzmi przezabawnie, ale ja bym radziła poczekać na primera ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem dzisiaj pierwszy raz gościem u Ciebie, ale już się zadomowiłam ;)
    A Francję całą uwielbiam. Paryż też mnie zachwycił. W tym roku znowu wakacje we Farcji! Byle do lata!

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj Ago, jak miło Cię gościć! Ja też planuję wakacje we Francji.W tym roku mam chrapkę na północ, szczególnie na Bretonię.W pierwszy dzień wiosny w ramach tzw."Dojrzewalni róż" cyklu imprez dla kobiet odbywających się w różnych miastach Polski, wybieram się na warsztaty tańców bretońskich! Być może będę mogła, będąc już w Bretonii, zatańczyć na jakimś skwerku razem z autochtonami, kto wie...A Ty dokąd się wybierasz?

    OdpowiedzUsuń
  12. Sczecin, to prawie Paryż. Na podstawie tego wielkiego miasta był przeciez projektowany.

    OdpowiedzUsuń

Miło było Cię gościć. Fila ;)