piątek, 5 marca 2010
Ocalić chwile, choćby na chwilę!
Piątkowy poranek w moim domu, taki podobny do wszystkich poranków rozpoczynających mój dzień od kilku miesięcy. Od kiedy mieszkanie po moich rodzicach,czyli mój tzw. dom rodzinny, o ile domem można nazwać maleńkie mieszkanko w wieżowcu na dziesiątym piętrze na szczecińskim osiedlu - szczyt, ale chyba nie marzeń - a jednak od kiedy stało się naprawdę moje, od kiedy udało mi się je urządzić "po mojemu", czuję każdy dzień w nim spędzony jakoś inaczej, pełniej, szczęśliwiej. I lubię, kiedy budzi mnie wschód słońca otwierającego swoje czerwone, pomarańczowe i wreszcie złote oko nad budynkami, drzewami , osiedlami od lat zabudowującymi mój horyzont...Słoneczne mrugnięcia wślizgują się do mojego pokoju, głaszczą mnie po policzku, zachęcają do wstania.Podążam za nimi do mojej małej kuchenki i wpadam w zachwyt, widząc, jak smugi światła leniwie przeszukują zakamarki,myszkują, szukając czegoś na blacie, szafkach, sięgając do "najdalszych" zakątków i rozświetlając je zwycięsko.
Z półmroku zaczyna wyłaniać się nowy dzień.Z pokoju dobiegają mnie wciąż niezrozumiałe, ale jakże miłe dla ucha francuskie dialogi z TV5MONDE, którą włączam, żeby złapać akcent, jakieś nowe słówko, czy wreszcie zrozumieć zawiłości francuskiej składni...
Woda w czajniku bulgocze, by za chwilę zamienić się w napój o miodowej barwie, którego smak podkreślony zostaje plasterkiem cytryny i delikatnością filiżanki z białej porcelany w drobne kwiatki i motylki, którą dostałam od pewnej wdzięcznej mi osoby.(Kiedy byłam w Wersalu w tamtejszym sklepiku kupiłam sobie do kompletu kubek w niemal identyczny wzór z monogramem Marii Antoniny, która niestety została ścięta przez rewolucjonistów).
Zasiadam na moim wysokim "prowansalskim" hokerze i popijając poranną herbatę niespiesznymi łykami przyglądam się miastu z góry.Ludzie idący do pracy podążają szybkim krokiem, ci z psami zatrzymują się, pozwalając zwierzynie zażyć wolności.Samochody jeden za drugim suną, wioząc swoich pasażerów ku miejscom, które nadadzą sens ich dzisiejszemu wysiłkowi. Przede mną przelatują majestatycznie jakieś mewy,czasem para gołębi, sroka, gawron i inne, drobniejsze ptactwo.Przyglądam się ich rozpostartym skrzydłom i przez chwilę fascynuje mnie zjawisko grawitacji, która nijak się ma do zawieszonego w powietrzu ptaka, któremu nawet nie chce się machać skrzydłami! Dopijam ostatni łyk bursztynowego napoju i zwlekam się niechętnie z krzesła.Brat słońce próbuje mnie zatrzymać, łapiąc swymi długimi, świetlistymi rękoma za szlafrok. "Nie, niestety, muszę już iść, bo spóźnię się do pracy" odpowiadam mu w myślach i próbuję się zdyscyplinować.
Takie wspomnienie chciałabym zapamiętać. Życie przecież toczy się tak szybko i wciąż coś się w nim zmienia...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świadomość, że ma się własne miejsce na ziemi, choćby maleńkie mieszkanko na 10. piętrze, tylko moje, sprawia, że życie nabiera sensu. U nas na razie trwa etap tułaczki i walki o odbudowę naszego mieszkania zrujnowanego przez powódź (i poniekąd przez błędy budowlane, a raczej oszustwo budowlane). Zazdroszczę Ci tej prowansalskiej kuchni, bardzo przytulna. :-) Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńDziękuję Jolu.Rozumiem, jak brak swojego kąta może być dotkliwy i bulwersują mnie oszustwa, które drogo kosztują niczemu niewinnych ludzi.Bardzo Ci współczuję,a jednocześnie, pamiętając moje, chyba nie mniej dramatyczne, perypetie z tym mieszkaniem wierzę, że gdy już będziesz miała swoją przystań w postaci własnego dachu nad głową, bo tę w sercu kochających Cię ludzi już masz, to tym bardziej zyska ona na znaczeniu i wartości.Życzę Ci tego jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńPiękny początek dnia, piękne opowiadanie. Tez lubię tak niespiesznie zaczynać dzień. Niestety udaje mi się to tylko w weekendy, bo poranek w domu z dwójką uczniów to raczej sprint ;)
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu Gosiu.
Mój syn ma już 17lat i wychodzi do szkoły wcześniej ode mnie, więc mam czas dla siebie;)Ale kiedyś tak nie było.Bycie mamą nastolatka ma swoje plusy, które równoważą jego huśtawki nastrojów i takie tam nastolatkowe pretensje do świata.Dziękuję Mireczko za Twoje ciepłe wizyty.
OdpowiedzUsuńMój ma prawie 15 i też już zaczynam odczuwać, co znaczy mieć w domu nastolatka :). Do tego 8-latka z charakterkiem, więc nic dziwnego, że poranki bywają burzliwe.
OdpowiedzUsuńNa dobry początek kolejnego tygodnia zapraszam do mnie po wyróżnienia
Witaj Gosieńko! Już jestem. I tak oto odnalazłyśmy się ponownie w świecie, ale w tym wirtualnym . Szkoda , że w realu dzieli nas tak wiele kilometrów, ale spotkania w necie to zawsze już coś. Piekne rzeczy robisz. Niesamowite, ile zrobiłas przez ten ostatni czas. Jak mi miło, że odnalazłaś coś co daje Ci tyle radości i zadowolenia. Pozdrawiam Cię mocno.:-)))
OdpowiedzUsuńWitaj Uleńko!No widzisz, cywilizacja może dawać też to coś, co trudno byłoby bez niej uzyskać.Cieszę się, że w ten sposób jesteśmy w zasięgu i możemy się spotkać.Mam nadzieję,że w realu też da radę mimo kilometrów.I jeszcze raz Ci dziękuję za inspirację, którą mi dajesz.
OdpowiedzUsuńMireczko, masz fajny duecik dzieciaków i rozumiem, że daleko Ci do beztroskich poranków.Na razie!Bo życie ma to do siebie, że się zmienia, a "po wczorajszej róży pozostaje dziś już tylko imię", jak to zauważył Umberto Eco.Ciesz się tym gwarem zatem, bo pewnie kiedyś za nim zatęsknisz ;) Uściski.
Pięknie opisałaś swój poranek, w swoim mieszkanku.
OdpowiedzUsuńTo nieważne, że to dziesiąte piętro i że, mieszkanko maleńkie - to Twoje Gniazdo. Tu spędzać będziesz swoje ranki i wieczory i tu zawsze z tęsknota powrócisz po ciężkim dniu w pracy - (klimacik w kuchni bardzo cieplutki)- POZDRAWIAM
Ivciu, dziękuję,za serdeczne słowa.Pozdrawiam gorąco.
OdpowiedzUsuńFilonko droga, dekupażystko zdolna! I ode mnie wyróżnienie dostajesz!:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
łał!!Kobitko gratuluje wyróżnień!!!I pięknie opowiedziałaś o swoim poranku, jestem fanka Twojego pisanego słowa!!!Buziaki:)
OdpowiedzUsuńDom jest tam gdzie go sobie znajdziemy i STWORZYMY - bez znaczenia czy jest to 35m kw. w bloku czy dom z ogrodem; musimy tylko odnaleźć to, co jest dla nas ważne aby TO miejsce była dla nas DOMEM. Wiem coś o tym :) chociaż obecnie udało mi się "dotrzeć" do wymarzonego kominka i ogrodu, to wędrowałam przez różne "domy". I mam przyjaciół, którzy do żadnego domu z ogrodem się nie nadają, a DOM jest dla nich tam, gdzie jest kanapa na tyle obszerna, że mieści się na niej cała rodzina :))
OdpowiedzUsuńTak Konstancjo, mądrze piszesz.Dom, to umiejętność tworzenia takich relacji, które dają poczucie bezpieczeństwa, akceptacji i miłości, dopiero na drugim planie jest miejsce, w którym te relacje mają szanse się rozwijać.To jednak nie jest łatwe, bo w życiu czasem tak zdefiniowanego domu brakuje, mimo starań i najlepszych chęci.I co wtedy?Pozostaje uczynić domem miejsce, w którym się żyje...
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś tę chwilę...Tak chciałoby się zaczynać kazdy dzień!
OdpowiedzUsuń