sobota, 27 lutego 2010
Ale jaja!
Zabrałam się za wyklejanie pisanek.To moje pierwsze egzemplarze tego rodzaju, ciągle w tworzeniu.Inspirują mnie kwiatki, bo wiosenne i wdzięczne.Takie pisanki kojarzą mi się ze stylem rokoko.W planach mam jeszcze dwie.Tylko nie bardzo mam pomysł, co z takimi jajami można dalej zrobić?Poukładać w koszyku i postawić na stole? a może powkładać do szklanego wazonu?Dorobić drewniane nóżki i poustawiać w różnych miejscach?Hm.A wydawałoby się, że największym problemem będzie, jak je zrobić!
poniedziałek, 22 lutego 2010
Co takiego jest w tańcu?
Myślałam, że dzisiejszy dzień, mimo że poniedziałek, będzie przebiegał standardowo.Jednak, zanim jeszcze znalazłam się w pracy, czułam, że idzie mi jak po grudzie. Najpierw pochłonęła mnie czarna przestrzeń szafy. Wszystko, co tam wisiało lub leżało, wydawało mi się jakieś niemodne, niefajne, nie w takim kolorze, deseniu i nie do założenia dziś. Koszmar! Kiedy wreszcie dokonałam jakiegoś wyboru, wcale nie poczułam się lepiej. Jeszcze gorzej było przed lustrem- twarz, która na mnie patrzyła nie dała się dziś skorygować, była "nie teges": jakaś śmieszna zmarszczka pod okiem nie wiadomo skąd i w jakim celu, jakieś zaczerwienienia, pryszcze... Fatalnie! Wzięłam się jednak w garść i zaakceptowawszy siebie z nie lada wysiłkiem wyszłam do pracy.
No, ale tam czaiła się już na mnie Brygada Specjalna:Napięcie w konfidencji z Rozdrażnieniem i Poczuciem niekompetencji.Każde spojrzenie, uwaga pod moim adresem wydawała mi się podszyta spiskiem tych odczuć. Stałam się czujna i zastosowałam technikę obronną pt. "Biorę poprawkę na swoje dziwne samopoczucie i nie przejmuję się czarnymi myślami, które mnie atakują!"Walczyłam zaciekle przez kilka godzin.Po pracy kontynuowałam walkę o siebie, gotując obiad, którego robić nie miałam najmniejszej ochoty i marzyłam o posiadaniu służącej, która by mnie uwolniła dziś od tego obowiązku!
Około 18. niemal przyparła mnie do muru niewinna ochota na małą drzemkę ze zmęczenia.Tylko że gdybym uległa, nie poszłabym na cotygodniowy kurs tańca towarzyskiego, na który chodzę od kilku miesięcy. "Czy i tam czeka mnie jakieś upokorzenie?"- przebiegła czarna myśl chciała mnie pokonać i zmusić do kapitulacji. Nie jestem silną osobą, ale mimo wszystko pracuję nad zmianą jakości swojego życia, więc pomimo lęku, że i tak może być coś, co mnie pokona, zebrałam się w sobie i po 20 minutach już stałam w mojej grupie przed olbrzymim lustrem skupiona całkowicie tylko na krokach, rytmie, harmonii z muzyką i partnerem.Atmosfera zabawy, anegdoty prowadzącego, wyjątkowo dziś przygaszone światło (dzięki któremu nie było widać tego, co mnie dobiło rano), sympatia wyrażana przez pozostałych uczestników i radość, kiedy mogliśmy zatańczyć sambę, rumbę i salsę: że nam wychodzi, że to takie fajne, jak się rozumiemy, że to takie wspaniałe, móc się poruszać z gracją, w rytmie i że inni też tak pięknie wyglądają! Zrelaksowałam się jak co tydzień, odpoczęłam i nabrałam pewności siebie.Co takiego jest w tańcu, że wyzwala tyle takich dobrych emocji!?
No, ale tam czaiła się już na mnie Brygada Specjalna:Napięcie w konfidencji z Rozdrażnieniem i Poczuciem niekompetencji.Każde spojrzenie, uwaga pod moim adresem wydawała mi się podszyta spiskiem tych odczuć. Stałam się czujna i zastosowałam technikę obronną pt. "Biorę poprawkę na swoje dziwne samopoczucie i nie przejmuję się czarnymi myślami, które mnie atakują!"Walczyłam zaciekle przez kilka godzin.Po pracy kontynuowałam walkę o siebie, gotując obiad, którego robić nie miałam najmniejszej ochoty i marzyłam o posiadaniu służącej, która by mnie uwolniła dziś od tego obowiązku!
Około 18. niemal przyparła mnie do muru niewinna ochota na małą drzemkę ze zmęczenia.Tylko że gdybym uległa, nie poszłabym na cotygodniowy kurs tańca towarzyskiego, na który chodzę od kilku miesięcy. "Czy i tam czeka mnie jakieś upokorzenie?"- przebiegła czarna myśl chciała mnie pokonać i zmusić do kapitulacji. Nie jestem silną osobą, ale mimo wszystko pracuję nad zmianą jakości swojego życia, więc pomimo lęku, że i tak może być coś, co mnie pokona, zebrałam się w sobie i po 20 minutach już stałam w mojej grupie przed olbrzymim lustrem skupiona całkowicie tylko na krokach, rytmie, harmonii z muzyką i partnerem.Atmosfera zabawy, anegdoty prowadzącego, wyjątkowo dziś przygaszone światło (dzięki któremu nie było widać tego, co mnie dobiło rano), sympatia wyrażana przez pozostałych uczestników i radość, kiedy mogliśmy zatańczyć sambę, rumbę i salsę: że nam wychodzi, że to takie fajne, jak się rozumiemy, że to takie wspaniałe, móc się poruszać z gracją, w rytmie i że inni też tak pięknie wyglądają! Zrelaksowałam się jak co tydzień, odpoczęłam i nabrałam pewności siebie.Co takiego jest w tańcu, że wyzwala tyle takich dobrych emocji!?
niedziela, 21 lutego 2010
Szybki prezent na urodziny
Na zakończenie niedzieli jeszcze szybciutko zrobiłam drobiazg na "pyzate" urodziny Moni, które są w środę.Wiadomo, lakierowanie musi być trochę rozłożone w czasie, więc trzeba się było sprężyć. Wyszedł wieszaczek do przedpokoju- uchwyt na razie tylko zamarkowany- ten element będzie już musiał dokończyć jej mężczyzna, bo ja do tego talentu nie posiadam.Mam nadzieję, że się spodoba i będzie pasował...
sobota, 20 lutego 2010
Pomysł na witrynkę dla dzieciaków na skarby np. znad morza
Były wakacje, kiedy Ewa dała mi dziwne pudełko, nieco sfatygowane, dotknięte zębem czasu, z szybką z przodu i bez ścianki z tyłu.Miałam z nim coś sensownego i decoupażowego zrobić dla jej dzieci.Informacja była taka, że kiedyś to była witrynka na skarby z wakacji, ale ścianka się zagubiła i teraz właściwie pudełko kurzy się nieużywane. Ucieszyłam się. "Oho, jest misja twórcza!" Jednak brak tylnej ścianki zamroził moją wyobraźnię na pół roku.Nie wiedziałam, co mogę z tym zrobić. Dopiero, kiedy w Castoramie kupiłam deseczkę za 0,68 zł. powstał pomysł stworzenia "akwarium" na skarby znad morza.Szczęśliwa zabrałam się do pracy i oto powstało coś takiego.
Myślę, że dzieci Ewy będą mogły wsypać tam trochę nadmorskiego piasku, drobne muszelki i kamyczki.Szkoda tylko, że witrynka jest mała.
Myślę, że dzieci Ewy będą mogły wsypać tam trochę nadmorskiego piasku, drobne muszelki i kamyczki.Szkoda tylko, że witrynka jest mała.
sobota, 13 lutego 2010
wyprawa na biegun północny ; )
Widok Bałtyku tego roku robi szczególne wrażenie.A ponieważ Szczecin, jak myślą niektórzy, leży nad morzem, wsiadłyśmy z Agą do pociągu i po niespełna półtorej godziny wybiegłyśmy jak szalone z wagonu.Wybiegłyśmy, bo jakoś tak się zagadałyśmy, że gdyby nie Aga, pojechałybyśmy dalej. No, ale się udało i zakładając płaszcze dopiero na peronie, owijając się szalikami i wciskając czapki, śmiałyśmy się z naszego zagapienia.
Międzyzdroje zimą są puste, ale odgłos przewalających się przez miasteczko tłumów, sklepików- jeden przy drugim oferujących pamiątki rzeszom turystów teraz zamkniętych na cztery spusty, dźwięki reklamujących się ulicznych sprzedawców różnych atrakcji huczały spod zwał śniegów, wydobywały się spod zasuniętych okiennic, dudniły upchane w zakamarki tego tętniącego życiem letniska. Tymczasem wiatr świstał realnie, przelatując przez molo i zamiatając gromady mew to z prawej na lewą, to znów z lewej na prawą stronę.
Plaża podzielona była zasiekami śniegowych gór oddzielających linię pasa nadmorskiego od linii pasa wydmowego.Przekroczyć którąkolwiek wymagało nielada zręczności i przyczepności do tego niezbyt pewnego podłoża. Mnie zdarzyło się na prostym chodniku wykonać ślizg przed nogami rozbawionej Agnieszki, więc wśród tych lodowo-śnieżnych przeszkód starałam się być bardzo uważna.
Widok morza pokrytego taflami lodu, bujającego krami i rozbryzgującego się o zlodowaciały brzeg wydobył z nas pokłady romantyzmu, co zresztą nie było trudne, bo obie mamy te pokłady tuż pod warstwą naszej wierzchniej, widocznej dla świata powłoki.Rzuciłyśmy się więc w wir robienia zdjęć i zachwycania otoczeniem, sytuacją, porą...
Dziś czuję drobne zakwasy w kilku miejscach, oglądam zdjęcia i myślę sobie, że Aga miała znakomity pomysł. I to nie tylko dlatego, że Bałtyk zimą robi wrażenie, ale że przeżyłam udane spotkanie z fajną osobą.
wtorek, 9 lutego 2010
Uwielniam jak powstaje wzór!
Obudziłam się rano pełna emocji po zdarzeniu, które miało miejsce wczoraj.Dialogi, które prowadziłam w swoich myślach nie dawały mi spokoju.Na sen też już raczej nie było szansy, więc co... decoupage! Świecznik i podkładki pod kubki dla Elizy do jej świeżo wymalowanego pokoju. I kiedy tak kleiłam, układałam, komponowałam, moje myśli zaczęły zwalniać, poukładały się w inne, spokojniejsze kombinacje i powoli zaczęłam odzyskiwać równowagę.Wtedy właśnie naszła mnie taka reflekcja, że zarówno w życiu, takim często składającym się z różnych nie bardzo wiążących się ze sobą kawałeczków, jak i w decoupage'u, patchworku itp. najbardziej radosny i twórczy dla mnie jest ten moment, gdy kawałeczki, które niedawno należały do obcych sobie rzeczywistości i same w w sobie nie wydawały się już może ciekawe, ułożyły się w nową formę, zyskały nowy, zaskakujący i nierzadko piękniejszy sens.Dla tego momentu, dla tej chwili, lubię tworzenie.W życiu to jest trochę bardziej skomplikowane, a i efekt nie zawsze doczekany, a jednak to podobieństwo daje nadzieję, że choćby resztki, które mamy do zagospodarowania wydawały się niespójne, bylejakie, mało ineresujące,bez szans, to jednak dobry Artysta potrafi dostrzec i skomponować z nich coś niezwykłego, niebanalnego, zaskakująco pięknego.
poniedziałek, 8 lutego 2010
Lubię moje miasto
Wiecie, takie wyznanie, publicznie...a przecież wcześniej pisałam, że Prowansja, wiec "o co kaman"- jak to mawiają ci przed 18. rokiem życia? Bo to jest tak, że jak sobie człowiek wymieni okna w domu ze starych, brzydkich i przymglonych na nowe, duże i ładne, to raptem pojawiają się inne widoki i perspektywy!U mnie tak właśnie się stało. A słońce Prowansji nauczyło mnie inaczej patrzeć na świat i łapać chwile - te opromienione jego blaskiem. Od tej pory łapię, wykorzystując aparat w moim telefonie, który robi całkiem fajne zdjęcia.Może nie ma tych miejsc tak oszałamiająco dużo, ale te, co są i te, które będą- bo mam nadzieję, że powstaną jeszcze inne zakątki - potrafią być naprawdę urokliwe. A może to tylko mój świat, ten, który noszę w sobie, zasłania mi to, co niedoskonałe i każe odkrywać to, co bajeczne ...
czwartek, 4 lutego 2010
Historia pewnego drzewa-ciąg dalszy
Od jakiegoś czasu obserwuję pewne drzewo z pewnego, miejsca. Kiedyś, jak to mam w zwyczaju zrobiłam mu zdjęcie - bo jest takie piękne jesienią, aż jaśnieje od złotych liści.Więc chciałam to utrwalić.Ale ponieważ ten moment jeszcze nie nadszedł, więc po jakimś tygodniu, czy dwóch kliknęłam kolejne zdjęcie.A potem to już mnie pewna osoba nakłoniła do utrwalenia drzewa, które odchodząca jesień ogołociła z liści pozostawiając widok smutny i refleksyjny, wcale nie do utrwalania. Ostatnie zdjęcie na teraz znów napawa nadzieją, bo choć drzewo nagie, to jednak dostojnie wygląda w tym futrze zimy, która opatuliła je wokoło... I tak powstaje historia, bo oczywiście z nadejściem wiosny powstaną kolejne zdjęcia!
I oto one najpierw jedno.Dziś bowiem spoglądając w okno odkryłam, że drzewo nie jest już nagie.Zerwałam się i podbiegłam do okna.Rzeczywiście drobne zielone pączki pokryły tak niedawno jeszcze nagie gałęzie.I byłabym przegapiła! Trzeba być czujnym, aby uchwycić moment, chwilę, gdy następują zmiany...
I oto one najpierw jedno.Dziś bowiem spoglądając w okno odkryłam, że drzewo nie jest już nagie.Zerwałam się i podbiegłam do okna.Rzeczywiście drobne zielone pączki pokryły tak niedawno jeszcze nagie gałęzie.I byłabym przegapiła! Trzeba być czujnym, aby uchwycić moment, chwilę, gdy następują zmiany...
Na dobry początek
Stawiam pierwsze kroki w tej przestrzeni. Co z tego wyniknie - nie wiadomo!Przestrzeń wielka, ja malutka - drobina w kosmosie, pyłek w świecie, dziecko swego czasu, kobieta szukająca siebie, mama ciesząca się z daru macierzyństwa, Osoba, która chce być Kimś dla Kogoś...
Moja Prowansja - to miejsce, które żyło we mnie, w moich marzeniach o pięknie, słońcu, spokoju i miłości... Miejsce niezwykłe, które istnieje! Odkryłam je na mapie, byłam tam i wciąż szukam w sobie i wokół siebie.Miejsce dla mnie.Mój świat... Jest w nim miejsce dla każdego, kto też szuka.Więc może wspólna podróż? Zapraszam.
Moja Prowansja - to miejsce, które żyło we mnie, w moich marzeniach o pięknie, słońcu, spokoju i miłości... Miejsce niezwykłe, które istnieje! Odkryłam je na mapie, byłam tam i wciąż szukam w sobie i wokół siebie.Miejsce dla mnie.Mój świat... Jest w nim miejsce dla każdego, kto też szuka.Więc może wspólna podróż? Zapraszam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)