Zastanawiasz się, czy świat, który nosisz w sobie, jest tylko twoim wyobrażeniem, marzeniem bez szans na spełnienie, nierzeczywistością wymyśloną przez innych zapisaną w książkach z dzieciństwa... Aż niespodziewanie pewnego dnia widzisz go, przypadkowo trafiasz na zdjęcie, film, obraz - to magiczny moment. Coś ci mówi: znajdź go! odszukaj! odważ się! Wybierasz się więc w podróż życia, a twojemu zdziwieniu nie ma końca! Tak, to miejsce istnieje naprawdę! To odkrycie daje Ci siłę i odwagę, aby otwierać się na świat - ten w sobie i wokół siebie, a radość, która Cię ogarnia popycha Cię ku ludziom, aby ich obdarzyć tym bogactwem kolorów i natchnień, które się w sobie odkrywa.

Zapraszam do mojej prowansji, może stanie się też po trosze Twoją.

poniedziałek, 22 marca 2010

Tajemniczy świat kobiet





Być kobietą- to brzmi dumnie, choć tajemnica naszej natury, naszej intuicji, naszej kobiecej wrażliwości i w ogóle wszystkiego, co się wiąże z naszym kobiecym światem nie zawsze jest odbierana z właściwym zrozumieniem.Ja na przykład nie wiem, czy to wiosna, czy jakieś inne impulsy każą mi przyklejać rozmaite motywy na różnych przedmiotach.Naprawdę staram się być w tym rozsądna, ale - czy można zachować rozsądek, gdy pasja pobudza cię do działania, ozdabiania, tworzenia, a jeszcze świat budzi się pomału do życia z zimowego snu i ptaki prześcigają się w śpiewnych improwizacjach!Zresztą mój kobiecy instynkt daje znać o sobie i muszę go jakoś uzewnętrznić.Stąd to szaleństwo np. w mojej łazience ;)
Pozdrawiam Was kobiety całego świata!

niedziela, 14 marca 2010

nowe, lepsze życie...

Zainspirowana pomysłem Moniki, która dzieli się swoim "tajemniczym światem",postanowiłam zabrać się za przywrócenie piękna rzeczom, które je dawno straciły lub nadawały się do wyrzucenia.Stary, czarny ceramiczny wazon sprzed 20 lat i niedawno nadtłuczone talerze, których los miał się zakończyć w śmietniku zyskały szansę na nowe, lepsze życie.Sielankowy motyw pary pasterzy w otoczeniu natury od dawna czekał na zagospodarowanie.I oto jest mały komplecik: wazon, talerz na owoce i podkładka pod kubek.W sam raz na sielski poranek w ten przedwiosenny, marcowy czas.
Innego motywu użyłam na drugim talerzu i podkładce.Lubię kwiaty, więc chyba bardziej mi się ten wzór podoba.Oczywiście wymaga jeszcze polakierowania:

Pozdrawiam wszystkich tęskniących za słońcem i wiosennymi kwiatami, których kolory budzą nadzieję i nowe siły do życia!

poniedziałek, 8 marca 2010

Czas dam

Dzień właściwie już minął, ale nie jest jeszcze za późno, aby to co mnie miłego spotkało, posłać dalej i oddać z bukietem tulipanów. Niewiasty, białogłowy, dziewczyny- celowo unikam słowa "kobiety", ponieważ jeszcze nasz romantyczny wieszcz Adam używał go w znaczeniu niemal obraźliwym, gdy pisał "Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto! Postaci twojej zazdroszczą anieli (...)", a potem to już się nie nadaje do powtórzenia ;) W średniowiecznej zaś kulturze rycerskiej białogłowa, dama była otaczana należną czcią nie tylko ze względu na swoją urodę, ale i niewątpliwe przymioty ducha!I z tegoż powodu chciałabym uczcić wszystkie damy, które zagościły w mojej prowansji i ofiarować im bukiet pachnących, świeżych tulipanów oraz jedyny w swoim rodzaju wirtualny sernik "zero kalorii", który można spożywać bez konsekwencji, że poprawi jakość naszego cellulitu.

W tym miejscu pragnę również serdecznie podziękować za wyróżnienia, które niespodziewanie otrzymałam, a które sprawiły mi mnóstwo radości:
Mireczko, masz wspaniałą umiejętność roztaczania ciepła wokół siebie.Dziękuję za wyróżnienie!
Jasnobłękitna - merci za uznanie dla moich prac i poczucie kociego humoru :)
Mam też i ja swoje typy na wyróżnienia, ale brakuje mi jeszcze umiejętności związanych z ich przekazywaniem.Jak już to "rozgryzę", chciałabym nie pozostać dłużną, bo dobro należy dzielić, aby je mnożyć, nieprawdaż.Całuski!

piątek, 5 marca 2010

Ocalić chwile, choćby na chwilę!


Piątkowy poranek w moim domu, taki podobny do wszystkich poranków rozpoczynających mój dzień od kilku miesięcy. Od kiedy mieszkanie po moich rodzicach,czyli mój tzw. dom rodzinny, o ile domem można nazwać maleńkie mieszkanko w wieżowcu na dziesiątym piętrze na szczecińskim osiedlu - szczyt, ale chyba nie marzeń - a jednak od kiedy stało się naprawdę moje, od kiedy udało mi się je urządzić "po mojemu", czuję każdy dzień w nim spędzony jakoś inaczej, pełniej, szczęśliwiej. I lubię, kiedy budzi mnie wschód słońca otwierającego swoje czerwone, pomarańczowe i wreszcie złote oko nad budynkami, drzewami , osiedlami od lat zabudowującymi mój horyzont...Słoneczne mrugnięcia wślizgują się do mojego pokoju, głaszczą mnie po policzku, zachęcają do wstania.Podążam za nimi do mojej małej kuchenki i wpadam w zachwyt, widząc, jak smugi światła leniwie przeszukują zakamarki,myszkują, szukając czegoś na blacie, szafkach, sięgając do "najdalszych" zakątków i rozświetlając je zwycięsko.
Z półmroku zaczyna wyłaniać się nowy dzień.Z pokoju dobiegają mnie wciąż niezrozumiałe, ale jakże miłe dla ucha francuskie dialogi z TV5MONDE, którą włączam, żeby złapać akcent, jakieś nowe słówko, czy wreszcie zrozumieć zawiłości francuskiej składni...
Woda w czajniku bulgocze, by za chwilę zamienić się w napój o miodowej barwie, którego smak podkreślony zostaje plasterkiem cytryny i delikatnością filiżanki z białej porcelany w drobne kwiatki i motylki, którą dostałam od pewnej wdzięcznej mi osoby.(Kiedy byłam w Wersalu w tamtejszym sklepiku kupiłam sobie do kompletu kubek w niemal identyczny wzór z monogramem Marii Antoniny, która niestety została ścięta przez rewolucjonistów).
Zasiadam na moim wysokim "prowansalskim" hokerze i popijając poranną herbatę niespiesznymi łykami przyglądam się miastu z góry.Ludzie idący do pracy podążają szybkim krokiem, ci z psami zatrzymują się, pozwalając zwierzynie zażyć wolności.Samochody jeden za drugim suną, wioząc swoich pasażerów ku miejscom, które nadadzą sens ich dzisiejszemu wysiłkowi. Przede mną przelatują majestatycznie jakieś mewy,czasem para gołębi, sroka, gawron i inne, drobniejsze ptactwo.Przyglądam się ich rozpostartym skrzydłom i przez chwilę fascynuje mnie zjawisko grawitacji, która nijak się ma do zawieszonego w powietrzu ptaka, któremu nawet nie chce się machać skrzydłami! Dopijam ostatni łyk bursztynowego napoju i zwlekam się niechętnie z krzesła.Brat słońce próbuje mnie zatrzymać, łapiąc swymi długimi, świetlistymi rękoma za szlafrok. "Nie, niestety, muszę już iść, bo spóźnię się do pracy" odpowiadam mu w myślach i próbuję się zdyscyplinować.


Takie wspomnienie chciałabym zapamiętać. Życie przecież toczy się tak szybko i wciąż coś się w nim zmienia...

wtorek, 2 marca 2010

Paryskie kawiarenki w zasięgu ręki!

Ten motyw serwetki z kawiarenkami paryskimi od dawna mi się podobał.Serwetkę kupiłam, ale nie wiedziałam jak ją wykorzystać, żeby móc jak najczęściej na niego patrzeć.I wreszcie przyszedł pomysł! Piórnik na długopisy i podręczne karteczki.Wprawdzie cały motyw się nie zmieści, ale jednak można go fajnie podzielić.


Jak pomyślałam, tak też i zrobiłam i oto już cieszy moje oczy, stojąc na stole, przy którym często wykonuję rozmaite prace.Ale to nie wszystko.Okazało się, że decoupage fajnie się sprawdza na kafelkach w mojej małej kuchni.Lubię siadać na jedynym, wysokim krześle, które mieści się w tym pomieszczeniu 185 na 200 zaprojektowanym w epoce gierkowskiej i patrzeć przez wielkie okno na moje miasto, ogarniając wzrokiem osiedla, wieżowce w centrum, park Kasprowicza, las Arkoński, a nawet jezioro Dąbie i jego przeciwległy brzeg z kąpieliskiem w Lubczynie, które błyszczy się błękitem w piękne, słoneczne dni.

Ale jedno zerknięcie na ścianę z kafelkami i wzrok mój zatrzymuje się z nostalgią na paryskiej kawiarence.

Wtedy mogę marzyć, że jestem w kamienicy w dalekim Paryżu i patrzę na dachy tego miasta o fantastycznej urbanistyce, która zachwyciła mnie ostatniego lata...